107,6 FM

Odwaga

Ileż to już razy sami stchórzyliśmy uciekając przed przyjęciem na siebie winy, czy odpowiedzialności za decyzje, zachowania i słowa. I ileż to razy, w imię kompromisu położyliśmy już na szali wiarę i sumienie?

Szanowni Państwo. Kilka dni zimowych ferii spędziłem z przyjaciółmi w Rzymie z postanowieniem, że odwiedzimy miejsca, do których rzadko się trafia, czasem z niewiedzy, a czasem po prostu z braku czasu. Jednym z takich miejsc jest wzgórze Celio, a na nim Bazylika Santi Quattro Coronati – Bazylika Czterech Koronatów. Chodzi o Czterech Świętych Koronowanych Męczenników.

Jest to kościół doprawdy niezwykły, u którego początków jest jedno z pierwotnych miejsc, gdzie spotykali się chrześcijanie, o czym dowiadujemy się z Liber Pontificalis z końca V wieku. Mury, krużganki, freski, posadzki nasiąknięte ciszą, której nie sposób wręcz nie usłyszeć, a spokój miesza się tu z tajemniczością. Trafiliśmy akurat, jak gospodynie tego miejsca siostry augustianki, żyjące w klauzurze od stuleci, wypełniły tę przestrzeń śpiewem Modlitwy południowej z Liturgii Godzin. Ten kobiecy śpiew, delikatny i jakby stremowany, a przecież nie na pokaz, bo było nas ledwie cztery, może sześć osób, ale taki zwyczajny dla oddania Bogu, co boskie, niósł ze sobą jakąś majestatyczność miejsca.     

Kim byli ci czterej Koronaci? Jak mówi legenda, to gwardziści samego cesarza Dioklecjana, którzy ponieśli śmierć męczeńską na początku IV wieku, bo odmówili oddawania czci bogowi Eskulapowi. Gdzieś w VII wieku nadano im imiona: Sewer, Sewerian, Karpofor i Wiktoryn, które z nimi samymi nie maiły jednak nic wspólnego. Należały zaś do innych czterech męczenników z Albano. To jednak nie wszystko. Mamy tu do czynienia z jeszcze jedną grupą męczenników. To pięciu kamieniarzy z Panonii. Klaudiusz, Kastor, Nikostrat, Symforian i Symplicjusz, bo takie były ich imiona. Oni nie chcieli wyrzeźbić posągu Eskulapa. Za karę umieszczono ich w ołowianych trumnach i utopiono w rzece. Potem oczywiście zostali patronami rzeźbiarzy.

Być może nic w tym szczególnego zważywszy na czasy. Jest jednak pewien szczegół, który mnie zafrapował. Otóż owi kamieniarze nieco wcześniej nie odmówili wyrzeźbienia słońca, jako obrazu tamtego boga uznając, że dla nich słońce jest symbolem Jezusa. Kiedy jednak przyszło im wyrzeźbić sam posąg Eskulapa, odmówili.

I pomyślałem sobie, że ta ich postawa także na dzisiejsze czasy jest dobrym, ważnym i potrzebnym przypomnieniem, że oto są w wierze, w sumieniu, poglądach, zachowaniach granice nieprzekraczalne. Ci rzeźbiarze męczennicy przypominają i to bardzo dobitnie, że są sprawy, w których nie zawiera się żadnych kompromisów. 

Dziś, kiedy kompromis rozumiany jest powszechnie, jako ustępstwo, na dodatek jednostronne ustępstwo, to dodatkowo ważna i potrzebna lekcja. Innymi słowy kompromis nie jest wartością absolutną, bezgraniczną. Też ma swoje nieprzekraczalne granice. Więcej, dzisiaj zdaje się panować logika kompromisu za każdą cenę nie tylko w poglądach i zachowaniach, ale też w wierze i sumieniu. Najczęściej w imię świętego spokoju, nie narażania się i nie sprzeciwiania powszechnie obowiązującym modom i trendom. W imię takiego letnio ciepławo wygodnego życia za wszelką cenę.

Kiedy tak o tym myślałem znów przypomniał mi się ks. Józef Tischner, i jego zdania powiedziane kiedyś w jednej z tych cyklicznych audycji nagranych w Telewizji Katowice.

Powiedział tak: Źle jest, kiedy etyka nie służy czynieniu dobra, tylko służy myciu samego siebie. Dbaj przede wszystkim o własną czystość. Żebyś się nie zabrudził, jeżeli możesz to usuń się, niech inni wpadną w to błoto, a ty będziesz miał czystą twarz i czyste ręce. (…) Nie ma większego niebezpieczeństwa w etyce, jak pragnienie utrzymania za wszelką cenę czystych rąk, nie zburdzenia się. Podstawową odwagą etyczną jest także umiejętność i odwaga przyjmowania winy na siebie. A ja bym do winy dodał jeszcze i odpowiedzialności.

To ostrzeżenie nie tylko, że nic nie straciło z aktualności, ale stało się szczególnie trafne bo, a takie odnoszę coraz mocniejsze wrażenie, taka właśnie etyka jest dziś powszechnie obowiązująca. Etyka czystej twarzy i czystych rąk, nie brudzenia się za wszelką cenę. Jeśli więc, jak mówi ks. Tischner podstawową odwagą etyczną jest także umiejętność i odwaga przyjmowania winy na siebie, a ja dopowiadam i odpowiedzialności, to z jednej strony nie sposób nie zauważyć, a nawet poczuć na własnej skórze skutków takiego właśnie braku etycznej odwagi, a ja powiem mocniej, tchórzostwa i unikania przyjmowania na siebie winy i odpowiedzialności za podejmowane decyzje, zachowania i słowa. I dotyczy to już tak spraw kluczowych, jak i zwykłych, codziennych, i też na wszystkich poziomach, polityczno partyjno rządowym, społeczno sąsiedzkim, urzędniczo zawodowym i szkolno uczniowskim. A z drugiej strony warto pamiętać, że taki brak etycznej odwagi, etyczne tchórzostwo wręcz nie tylko innych gnębi, i nie udawać przy tym, że mnie ono nie dotyczy.

Dotyczy, dotyczy. Ileż to już razy sami stchórzyliśmy uciekając przed przyjęciem na siebie winy, czy odpowiedzialności za decyzje, zachowania i słowa. I ileż to razy, w imię kompromisu położyliśmy już na szali wiarę i sumienie?

Jest nad czym pomyśleć. I na koniec przyszła mi do głowy taka maksyma: za odwagę etyczną się płaci, a tchórzostwo etyczne nie kosztuje nic. A ponieważ nie lubimy płacić, więc może to i dlatego etycznej odwagi coraz mniej?

           

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama